19 maja 2014

Rozdział 1

I oto jestem. Ubrana czekam na moją mamę aż przyjdzie. Ona ma tak od kiedy pamiętam, zawsze lubiła się stroić. Dziś jest wielki dzień. Wyjazd do NYC. Marzyłam o tym odkąd byłam małą dziewczynką. Nie mogłam całą noc spać. Zawsze mam tak jak się denerwuję. Choć teraz tego żałuję, bo jestem zmęczona jak cholera, ale też podekscytowana. Nie wierzę, że to już dziś. Mama zeszła przerywając moje rozmyślenia. Powiedziała, że już musimy jechać na lotnisko. Ostatni raz spojrzałam na dom trzymając w ręku walizkę. Chociaż nie wiem jak bardzo bym się tego wypierała, będzie mi tego brakować. W sumie mogę tu przylecieć kiedy chcę, ale to nie takie proste. Udałam się w kierunku samochodu i włożyłam walizkę do bagażnika po czym usiadłam na przednim siedzeniu i ruszyłyśmy. Tępo wpatrzona w krajobrazy, które mijałyśmy słuchałam przypadkowych piosenek z radia. Miałam łzy w oczach kiedy widziałam to wszystko. Wychowałam się tu. Moje całe dzieciństwo. A teraz miałam tak po prostu wyjechać i to wszystko zostawić. Znaczy, nic mnie tu nie trzymało oprócz rodziców. Chłopaka nie miałam. "Przyjaciele" nie byli warci zostania. Dojeżdżaliśmy już na lotnisko kiedy zaczęło padać. Nie wiem czemu, ale uśmiechnęłam się widząc krople, które spływały po szybie. W NYC nie znam nikogo. A co jeśli nikt mnie nie polubi i będę sama jak ten palec? Jeśli stanę się pośmiewiskiem na całym kampusie? Jeśli się mnie uczepią? Jestem też ciekawa kto będzie moją współlokatorką.

Około godziny 4 rano dojechałyśmy na lotnisko. Samolot miałam na szóstą. Nie rozumiem czemu tak wcześnie. Mama oczywiście, pani perfekcji wszystko zaplanowała. Zaparkowałyśmy na parkingu na miejscu, które cudem było wolne. Wyszłam szybko z auta i nim się spostrzegłam miałam całą mokrą głowę. Głupi deszcz. Szybko naciągnęłam kaptur i poszłam pomóc mamie. Podała mi walizkę wcześniej wyciągając ją z bagażnika. Wzięłam jeszcze moją torbę z przedniego siedzenia i pobiegłyśmy w stronę budynku. Weszłyśmy do budynku i poczułam, że jest mi cieplej. Ogrom ludzi spieszących się na swoje loty biegało po całym lotnisku. Przepychałyśmy się z mamą do kasy z biletami. Mama powiedziała żebym poszła kupić sobie coś z automatu i wcisnęła mi do ręki 5 funtów. Nie czekając ani chwili dłużej. Udałam się na poszukiwania automatu. Szłam wolno przed siebie wiedząc że mam sporo czasu. Po lewej stronie, zaraz za toaletami stał jeden automat z piciem, a drugi ze słodyczami. Postawiłam na słodycze.  Dałam banknot do automatu klikając na Kit Kat'a. Reszta wyleciała przez mały otwór na dole. Czekałam aż wyleci mój upragniony baton, ale nic się nie działo. Walnęłam mocno w szybkę, ale nadal nic.
 - Może Ci pomóc? - Ochrypły głos dobiegał zza moich pleców. Odwróciłam się i zobaczyłam chłopaka. Był na oko z rok, dwa lata starszy. Jego blond włosy były w nieładzie. Ubrany w zwykłe spodenki i koszulkę poprawił fullcap'a.
- Nie trzeba. Sama sobie poradzę. - Walnęłam jeszcze raz w automat ze zdwojoną siłą. Chłopak zaśmiał się na tyle głośno żebym mogła to usłyszeć.
- Na pewno? - Zbliżył się w moim kierunku stając bliżej automatu.
- Dobra nie koniecznie, ale i tak nic z tym nie zrobisz nie wiadomo ile razy byś w niego walnął.
- Zobaczymy.
- Zobaczymy. - Spojrzał na mnie, podszedł bliżej automatu i walnął w niego kilka razy. Już chciałam go wyśmiać, ale baton wypadł z niego i kilka innych też.
- Nie ma za co. - Podał mi jednego i się uśmiechnął.
 Śliczny ma uśmiech.
 Co?
- Um... dzięki..
- Niall.
- Olivia. - Wystawił rękę, a ja ją uścisnęłam. Zarumieniłam się.
Kurde, czemu?
Wziął resztę batonów i podzielił je na pół. Wziął sobie połowę a mi dał drugą.
- Więc.. ile masz lat? - Poszedł w stronę plastikowych niewygodnych krzesełek. Podążyłam za nim.
- 18. A ty?
- 20.
- Studiujesz?
- Tak. Jestem na drugim roku. A ty?
- No.. właśnie będę zaczynać. - Uśmiechnęłam się w jego stronę.
Uwaga! Samolot do Nowego Yorku odlatuje za 45 minut. Prosimy udać się na odprawę.
Serio? Teraz?
- Olivia, bardzo Cię przepraszam, ale muszę już iść. Ale poczekaj. - Niall wyjął z kieszeni karteczkę i wcisnął mi ją do ręki.
- Do zobaczenia. - Puścił do mnie oczko.
To było gorące.
Boże, co?
- Cześć. - Niall już mnie nie usłyszał, bo pobiegł w drugim kierunku.
Cholera.
No nic. Oczywiście zawsze jak poznaję kogoś fajnego to coś musi mi przeszkodzić. Fajnie.
Odwróciłam się i poszłam w kierunku w którym powinna być moja mama. Otworzyłam mojego batonika i nareszcie go zjadłam. Nie zastanawiając się dłużej zobaczyłam co było napisane na tej karteczce:

 " 537 078 696  mam nadzieję, ze zadzwonisz. Niall xx"

Jest! Jednak los się do mnie uśmiechnął. Z uśmiechem na twarzy poszłam szukać mojej mamy. Nie zajęło mi to dużo czasu, bo już chodziła w kółko koło mojej walizki. Tak. dostałam opieprz, czemu mnie tak długo nie było i czemu nie odbieram telefonu. Ale no nic. Mama się uspokoiła i zaczęła płakać. Wspominała o różnym bardzo dziwnym rzeczach z mojego dzieciństwa. Będę za tobą tęsknić, bla bla bla. Dość. Żegna się ze mną od tygodnia. Pożegnałam się i wzięłam bilet od mamy. I poszłam. Przeszłam przez odprawę i nareszcie weszłam do samolotu. Nałożyłam słuchawki i czekałam na start samolotu. Po chwili przez okno widziałam już tylko chmury. Nie czekając dłużej zasnęłam słuchając swojej ulubionej piosenki.


11 maja 2014

Prolog

* Pip Pip*
3:00. Dla niektórych to noc. Ale ja muszę wstawać. Fajnie, że spałam tylko jakieś pół godziny. O 6 samolot do NYC.
Boże jak mi się nie chce. Mogę tam polecieć kiedy indziej, prawda?
- Olivia, wstawaj! - Mama wbiegła do pokoju i zaczęła się drzeć. Nie ma co. Fajna pobudka.
- No wstaję. Nie widać? - Wstałam jakby nigdy nic, a mamie szczęka opadła. Minęłam ją i poszłam do łazienki. Wzięłam szybki prysznic i zrobiłam najzwyklejsze poranne czynności. Ubrałam się szybko w przygotowane wczoraj ubrania i poszłam zrobić makijaż. O ile to makijażem nazwać można. Podkład i lekkie przejechanie maskarą po rzęsach. Doprowadziłam swoje włosy do normalnego stanu i poszłam się dopakować. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do mojej torby. Włożyłam tam szybko telefon i jakąś książkę. Pobiegłam szybko do biurka i wzięłam słuchawki. Z szafy wyciągnęłam swoją czapkę beanie. Nigdy nie wiadomo kiedy się przyda. Coś tam jeszcze powkładałam i zbiegłam na dół. Moja mama ciągle była w totalnej rozsypce.
Cóż za niespodzianka.
Wzięłam jabłko i je umyłam, po czym zaczęłam je jeść.
Oj, przepraszam. Gdzież moje maniery? Nie przedstawiłam się.
Jestem Olivia i mam 18 lat. Za 2 tygodnie zaczynam studia na CCNY*. Taniec. W tym kierunku chcę się kształcić. Chcę być profesjonalistką. Tak, tak. Głupie dziecinne marzenia. No nic. Pojadę i się zobaczy co będzie dalej. Mam nadzieję, ze kogoś tam poznam. Nie będę sama jak palec. To chyba na razie moje największe zmartwienie.
No nic. Czyli muszę czekać dalej na mamę. Eh.. szybciej doszłabym tam pieszo.



* City College of New York - uczelnia w Nowym York'u